Z jednej strony to mi się podobał bo fabuła była ciekawa, zakończenie zrozumiałe. Te wszystkie "kreatury" były genialne, nie latały obślinione i zakrwawione tylko sobie dumnie w mroku kroczyły, że tak to ujmę. Takie trochę obrazy Beksińskiego w filmie... Nie przestraszył, nie liczyłem na to, wręcz nienawidzę kiedy horror składa się z samych scen w stylu "zaraz coś wyskoczy". Klimat był niesamowity, niestety chyba producenci najpierw zrobili wszystko dookoła a na koniec przypomnieli sobie, że aktorów nie mają i rzucili jakimiś resztkami budżetu no i gra tam to co gra... Amerykański tatuś przeciwstawiający się wszystkiemu i wiedzący wszystko lepiej i zidiociała mamuśka powtarzająca jak mantrę, że wszystko będzie dobrze. Swoją drogą "wszystko będzie dobrze" to chyba najczęściej wymawiane zdanie w tym filmie. Gra aktorów była tak denna, że całość niekiedy niesamowicie męczyła właśnie przez to, że durnymi zachowaniami psuli całe sceny. Gdyby wyłączyć aktorów dałbym 8 bo tyle daje filmom, które są dobre ale nie zapadną mi w pamięć. Jest jednak jak jest i daje 5.